2013-08-29

Pierwszy miesiąc w zdjęciach

Przez najbliższe pół roku jesteśmy zobowiązani wysyłać naszej agencji sprawozdania o Ani. Poza opisem jej rozwoju i zachowania mamy również przesyłać zdjęcia. Tak więc poniżej zamieszczam album z wybranymi zdjęciami z zeszłego miesiąca.

Więcej zdjęć znajduje się na moim blogu Babel School in Taiwan.

Zapraszam do obejrzenia!


Click to play this Smilebox slideshow
Create your own slideshow - Powered by Smilebox
Free photo slideshow personalized with Smilebox

2013-08-19

Dziadkowie i ciotki tu i tam

Minął już trzeci tydzień odkąd Ania jest z nami, a wydaje się jakby była tu od zawsze.

Wszystko w naszej rodzince układa się jak najlepiej. Poza jednym - stosunkiem ciotek i tutejszych dziadków do Ani. Nadal nie chcą jej widzieć, nadal są przeciwni powiększeniu naszej rodziny, nadal z nimi nie rozmawiam... Jest mi z tego powodu bardzo przykro. Nigdy nie przypuszczałam, że tak wielcy i wspaniali, chodzący co niedzielę do kościoła, zasiadający w starszyźnie kościelnej, uczący dzieci w szkółce niedzielnej, ludzie w taki sposób będą odnosić się do adopcji. Zrozumieć tego nie mogę.
Ciągle wynajdują jakieś inne powody dla których według nich Ania jest ... chora (psychicznie/genetycznie/...) i nienormalna. Widzieli Anię raz - drugiego dnia w czasie jej pierwszych odwiedzin u nas i wtedy wyrobili sobie o niej zdanie (!). Otóż ... Ania nie płakała, gdy zobaczyła tyle nowych twarzy ... a więc zachowała się nienormalnie. Według mojej wszechwiedzącej niezamężnej i bezdzietnej szwagierki, dziecko, które nie płacze jest chore i nienormalne. Cóż mam więcej dodać? Słów mi brak.

A na drugim końcu świata są inni dziadkowie, którzy doczekać się nie mogą spotkania z Anią. Co 2-3 dni zasiadam z Anią przed komputerem i włączam Skype. Moi Rodzice starają się rozmawiać z nią i ona też stara się nawiązać z nimi kontakt. Oczywiście ja muszę odgrywać rolę tłumacza. Wielka szkoda, że jeszcze musimy czekać conajmniej pół roku (a pewnie i dłużej) by móc zabrać Anię w odwiedziny u dziadków w Polsce.

Kolejne polskie słówka Ani to - Babcia i Dziadzia :-)

2013-08-12

Nauka nie tylko w domu

Mijają już dwa tygodnie odkąd Ania jest z nami. Coraz częściej uśmiech gości na jej twarzy, coraz częściej sama decyduje o tym co chce robić i coraz częściej daje się przytulać.  Co rusz to zadziwia nas swoją spostrzegawczością i łatwością uczenia się. Na przykład: któregoś dnia oglądała stare albumy ze zdjęciami i zauważyła Jasia w tej samej koszulce co ona ma teraz, od tego czasu nazywa tę koszulkę "Jasia i moja koszulka".

Jak do tej pory nauczyła się kilku wyrazów/zwrotów po angielsku i po polsku:

Na spacerze mówi Inusi (naszej psinie) - Inu, do domu!
W domu, gdy pies szczeka - Inu, cicho!
Gdy daje psu jeść - Inu, sit!
Poza tym nauczyła się już takich słów jak: apple, zebra, lion, elephant, thank you. Po angielsku liczy już do czterech, a po chińsku do ... dużo więcej, ale jeszcze nie wydedukowałam do ilu dokładnie.

Zaczęłam już biedne dziecko "katować" chodzeniem do muzeów :-) Kilka dni temu wzięłam całą trójkę na wystawę twórczości Renoir'a i malarzy XX-wiecznych. Ania zachowywała się bardzo grzecznie i cichutko. Musiałam ją często podnosić by pokazać jej obrazy i by uchronić ją przed zgnieceniem, tyle było ludzi. Wystawa była oczywiście nie dla dzieci w jej wieku, ale nie mogłam jej przecież zostawić samej w domu, a poza tym i Zosia i Jaś równie wcześnie zaczynali edukację muzealną i wyszło im to na dobre.

Ania zaczęła również swoją edukację muzyczną u tej samej nauczycielki co Jaś jak był malutki. Rapunzel jest wspaniałą nauczycielką i właścicielką Mama Mia 親子館 , gdzie dzieci od najmłodszych lat poznają świat muzyki. Na pierwszej lekcji, poza Anią, były tylko trzy inne dziewczynki, które Ania od razu zaczęła nazywać swoimi koleżankami. Teraz codziennie pyta się kiedy znowu będzie iść na muzykę i kiedy spotka się z koleżankami.

W zeszłym tygodniu był na Tajwanie Dzień Ojca. Ponieważ Tim został tatą trzeci raz, więc wypadało by najmłodsze dziecię również przygotowało dla niego laurkę. 


Od samego początku staramy się by Ania w 100% była częścią naszej rodziny, oznacza więc to, że ma również pomagać w domu. Bardzo lubi przyglądać się jak gotuję i aż rwie się do pomocy.


Bardzo lubi również wychodzić z Inu na spacer i bawić się z nią wieczorami.



Każdego dnia widać jak Ania coraz bardziej staje się częścią naszej rodziny, jak się zmienia w wesołą i mądrą dziewczynkę.

2013-08-07

Pierwszy tydzień - zabawa

Aż trudno uwierzyć, że Ania jest z nami dopiero od tygodnia.

Pierwsze 2-3 dni były trochę trudne, ale nie aż tak trudne jak w czasie jej drugiego pobytu u nas. Tym razem od drugiego dnia zaczęła mnie wołać i prosić o pomoc. Już nie chodziła za Jasiem i nie stała za nim, gdy robił lekcje.

Powoli zaczyna się sama bawić. Sama decydować o tym co chciałaby robić. Jak na razie lubi bawić się wodą, modeliną, oglądać nasze rodzinne zdjęcia i książkę o zwierzętach. W końcu też przekonała się do zabawek z Little People, które były ulubionymi zabawkami zarówno Zosi jak i Jasia.

Mycie zwierząt
Wygląda na to, że Ania, tak jak Zosia i Jaś,
lubi pluskać się w wodzie na balkonie.

Zabawa modeliną
Ania lepi ... węże.

Little People są niezniszczalną zabawką
Co wieczór, po kąpieli jest czas na ... dobranockę - Misia Uszatka :-) Ania bardzo lubi ten filmik z czasów mojego dzieciństwa.



2013-08-05

Dzień "przejęcia" Ani

Jutro mija tydzień odkąd Ania jest z nami. Powoli wszystko zaczyna się układać i szczerze powiedziwszy jak na razie nie było większych problemów z jej zadomowieniem się u nas.

Jak wyglądało pożegnianie Ani z zastępczą rodziną i przejęcie jej przez nas?
Przyjechaliśmy do Tainanu trochę wcześniej niż Ania z eskortą, gdyż musieliśmy najpierw podpisać kilka papierków, podstemplować tu i ówdzie i porozmawiać z panią prowadzącą naszą sprawę.
Ania zjawiła się ku naszemu (i nie tylko) zdumieniu z całą obstawą - poza zastępczą mamą, jej córką i opiekunką społeczną zajmującą się sprawą Ani, przyjechało również trzech sąsiadów, z którymi miała ona bliższy kontakt. Podobno Good Shephard (nasza agencja) nie został o tym powiadomiony, chociaż powinien. Przeważnie nie robi się tyle szumu przy przekazywaniu dziecka, gdyż im więcej osób tym rozstanie bywa trudniejsze. I rzeczywiście, wszyscy mieli łzy w oczach i w kółko powtarzali "nie zapomnij o mnie", "pamiętaj nas odwiedzać", "zadzwoń do nas" ... Biedna Ania musiała być strasznie zdezorientowana.

Mnie z kolei zdenerwowało nagabywanie sąsiadek i ich prośby byśmy choć raz w roku przywozili Anię do nich, byśmy się z nimi kontaktowali, przysyłali im zdjęcia itp. Powstrzymywałam się by im czegoś niegrzecznego nie odpowiedzieć. Ani zastępcza mama niczego takiego nie oczekuje, gdyż wie jak to wszystko działa, że teraz wszelki kontakt osobisty musi się urwać i że możemy (jeśli chcemy) tylko za pośrednictwem agencji kontaktować się z nimi. Sąsiadki jednak tego nie rozumieją.

Good Shephard przygotował dla Ani tort urodzinowy, gdyż trzy dni wcześniej obchodziła trzecie urodziny. Był też pokaz zdjęć (i filmików) przygotowany przez naszą opiekunkę społeczną i przez rodzinę zastępczą. Filmiki przygotowane przez rodzinę zastępczą były pełne wspomnień i łez, nie obejrzeliśmy ich do końca, bo były trochę nie na miejscu. Tim z kolei w kilku słowach opisał naszą współpracę z Good Shephard i wyraził nasze szczere podziękowanie rodzinie zastępczej za tak wspaniałą opiekę nad Anią. Ofiarowaliśmy im również mały prezent - kubek z wizerunkiem Ani przed budynkiem filharmonii w Taipei.

My z kolei dostaliśmy album z jej zdjęciami z okresu kiedy się nią opiekwowali. Nie wiem czy zrobili to specjalnie czy też byli niedoinformowani - nam mówiono, że nie powinniśmy przez dłuższy czas (kilka lat) pokazywać Ani niczego co wiązałoby się z jej poprzednimi rodzinami, gdyż w ten sposób szybciej o nich zapomni i szybciej przyzwyczai się do nas. I jest to święta racja.
Ania na urodziny, czy też na pożegnanie, dostała jeszcze inne prezenty - bransoletkę, spinki do włosów, książeczkę i pozytywkę. Przez pierwsze 3-4 dni koniecznie chciała nosić bransoletkę i spinki, w kółko oglądała zdjęcie w pozytywce - powodowało to, że łzy kręciły się w jej oczach. W końcu schowałam te drobiazgi i ... jak ręką odjął - nie ma łez i smutków. Wiem, że to trochę okrutne, ale nie chcę by jakieś rzeczy wprawiały ją w smutny nastrój.