2013-04-26

Z Taipei do Tainan

Tak więc trafiliśmy do St.Lucy na południu Tajwanu. Od pierwszego telefonu byliśmy zupełnie inaczej traktowani. Nic im nie przeszkadzało, że jesteśmy rodziną mieszaną i że mamy już własne dzieci. Nie pamiętam już kiedy dokładnie skontaktowaliśmy się z St. Lucy, ale w ciągu dwóch-trzech tygodni otrzymaliśmy telefon z zapytaniem czy chcielibyśmy wziąć udział w zajęciach dla osób zainteresowanych adopcją. Zgodziliśmy się natychmiast.

I tak 23 marca 2012 roku pojechaliśmy do Tainanu na pierwsze zajęcia. Spotkaliśmy tam kilka innych rodzin, zarówno tajwańskich jak i mieszanych. W sumie bylo nas chyba 9 par. Część miała już własne dzieci, dla innych miało to być ich pierwsze dziecko. Zajęcia trwały cały dzień. Wysłuchaliśmy ciekawych opowieści, dowiedzieliśmy się jak ma wyglądać cały proces adopcyjny, jakiej pomocy możemy oczekiwać od St. Lucy itp. Atmosfera była bardzo przyjazna i otwarta.
Do domu wróciliśmy z zadaniem domowym napisania odpowiedzi na wiele, wiele pytań dotyczących naszej rodziny, powodu dla którego chcemy adoptować, naszych przemyśleń wychowawczych itp. Pytań było mnóstwo, trochę się namęczyłam odpowiadając na nie po chińsku, ale jednocześnie dzięki temu miałam czas i okazję przemyśleć wszystko na spokojnie i utwierdzić się w moim postanowieniu. Podobnie Tim. Ponadto musieliśmy zrobić wiele badań lekarskich i dostać odpowiednie zaświadczenie od lekarza, że chyba jeszcze trochę pożyjemy...

Nie minął miesiąc, a już jechaliśmy drugi raz do Tainanu na kolejne zajęcia (17 kwietnia). Tym razem było nas już o polowę mniej, nie wiem czy inni zrezygnowali czy też nie mogli tego dnia przyjechać. Drugie zajęcia miały trochę inny charakter - dużo dyskusji, gier typu - co zrobić, gdy ..., bardziej praktycznych rad i porad. Ponownie zajęcia te dały nam dużo do myślenia i utwierdzi ly w naszej decyzji o adopcji.

I co dalej? CISZA.
Chyba w zeszłym roku w czasie wakacji zadzwoniliśmy z zapytaniem co dalej i otrzymaliśmy odpowiedź, że musimy czekać, że wszystko może bardzo długo trwać, bo przepisy się zmieniają, bo brak jest rąk do pracy w opiece społecznej itp. A więc czekaliśmy i czekaliśmy i szczerze powiedziawszy już zaczynalam tracić nadzieję. Aż tu nagle ... w połowie lutego, po Chińskim Nowym Roku telefon z St. Lucy z zapytaniem czy nadal jesteśmy zainteresowani adopcją. Co za głupie pytanie ... Oczywiście, że tak.

Kolejna podróż we dwójkę do Tainanu. Tym razem kilkugodzinny wywiad tylko z nami. Rozmowa, punkt po punkcie, o tym, jak odpowiedzieliśmy na pytania w podaniu o adopcję. Kobieta zajmująca się naszą sprawą jest bardzo miła i zawsze cierpliwie odpowiada na nasze pytania. Umówiliśmy się z nią na wizytację naszego mieszkania na 5 marca 2013 r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz